Anna Ewa Krzyżewska, w rodzinie zawsze nazywana Haneczką, urodziła się 7 lutego 1939 roku w Warszawie. Jej rodzicami byli Juliusz Walerian Krzyżewski i Maria Stanisława z Piotrowskich Krzyżewska. Dziecko do chrztu trzymała Ewelina Krzyżewska – żona starszego brata Bohdana – ojca Juliusza i Jeremi Przybora – kolega Juliusza z Radia, doskonale nam znany z późniejszego „Kabaretu Starszych Panów”. Młodzi z córką mieszkali najpierw w stolicy przy ulicy Podchorążych 87, a później u matki Juliusza Anny Fabuszewskiej primo voto Krzyżewskiej z domu Ehrenkreutz w Międzylesiu koło Warszawy. Niestety trudna sytuacja materialna małżonków spowodowała kolejną zmianę miejsca pobytu rodziny i w maju 1940 roku wyjechali do Chrzanowa, do matki Marii – Stanisławy Piotrowskiej z domu Nowakowskiej i zamieszkali przy ulicy Bartosza Głowackiego.
Pomimo wojny i okupacji kolejne miesiące życia Haneczki upływały w spokoju i miłości, której źródłem byli rodzice i otaczający dziecko krewni. Juliusz, jak wiemy z korespondencji do Iwaszkiewicza, poszukiwał wówczas pracy i dysponował wolnym czasem, który całkowicie mógł poświęcić poezji i wychowaniu córki.
Córeczko moja maleńka, ja bym ci grał najcudniej,
same tylko piosenki kolorowe, fantastyczne
słowa, słodkie jak daktyle i ciepłe jak południe,
gdy słońce stoi wysoko u okien twych – lecz milczę,
bo, widzisz, boję się, że ty byś chciała coraz więcej,
że zabłądziłabyś w te gwiazdy i wiersze,
że wszystko to, co w jednej się mieści piosence,
porwało by cię ode mnie w niepowrotną już przestrzeń.
To był manifest miłości ojca do córki, fragment poezji jej poświęconej i do niej skierowanej, ale przecież znamy też z korespondencji z Iwaszkiewiczem zdania Juliusza wypowiedziane prozą: „Tak bym chciał wychować Haneczkę na piękną niewiastę! I przypuszczam, że łatwo by mi to przyszło. Zdaje się, że po wojnie będę miał dużo do odrobienia. Myślę jednak, że nadejdą jeszcze te dobre czasy, kiedy będziemy mogli pójść z moją córką do cukierni na ciastka, wzbudzając zazdrość mniej szczęśliwych wielbicieli”. „Dobre czasy” dla Juliusza nigdy nie nadeszły, gdyż nasz poeta powróciwszy do stolicy wstąpił do AK i jak tysiące nadmiernie rozgorączkowanych młodych ludzi wziął udział w Powstaniu Warszawskim, składając – mówiąc patetycznie, życie na ołtarzu Ojczyzny. Ta śmierć odbiła się na życiu Anny Ewy (Haneczki), a strata męża dla Marii była przeżyciem niewyobrażalnym. Jednocześnie sytuacja materialna matki i córki dramatycznie zaczęła się pogarszać i trwało to niezmiennie do lat powojennych.
Matka Ewy – Maria, aby „związać koniec z końcem” podejmowała się różnych prac dorywczych, z których modniarstwo i krawiectwo było główną profesją. Życie stawało się na tyle ciężkie, że zmuszona była często prosić bliskich o pomoc, gdyż z pozostawionych po mężu wierszy wyżyć nie można było. Na to nakładały się ich trudne warunki mieszkaniowe, a egzemplifikacją tego faktu może być kazus wspólnego zamieszkiwania w jednym pomieszczeniu 7 osób i podszyta wiatrem ubikacja w podwórku. W tym czasie Haneczka uczęszczała do Publicznej Szkoły Powszechnej w Chrzanowie, a następnie do Liceum TPD. Trudno określić dokładną datę przeprowadzki obu pań z Chrzanowa do Krakowa, wiadomo jednak, że w przedsięwzięciu tym pomógł im Jarosław Iwaszkiewicz. Ewa rozpoczęła studia w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego, a był to rok 1956, i prawie od razu uśmiechnęło się do niej szczęście, gdyż otrzymała propozycję zagrania głównej roli żeńskiej, Krystyny Rozbickiej, u boku Zbyszka Cybulskiego w filmie Andrzeja Wajdy „Popiół i diament”. Propozycja ta okazała się dla młodej dziewczyny, dopiero terminującej w zawodzie, katapultą, która wyniosła ją na sam szczyt polskiego filmu. A jak do tego doszło? Dowiadujemy się o tym ze słów aktorki odnotowanych przez dziennikarza tygodnika „Film” nr 25 z 1961 roku: „Zaczęło się od przypadkowego zdjęcia w „Przekroju”, zrobionego przez Joannę Plewińską. Już po odczytaniu kontraktu okazało się, że nie czytałam dotąd „Popiołu i diamentu”. Pilnie odrobiłam tę zaległość”. Wiele lat później dla tegoż samego tygodnika „Film”, ale z innej daty,( nr 21, z 24.06.1973r.) Ewa wypowiedziała znamienne zdania: „… ja po prostu nie mogłam pojąć, nie rozumiałam, co nagle wokół mnie zaczęło się dziać; co za moce sprawiły, że ze studentki drugiego roku szkoły teatralnej, z kandydatki na aktorkę zaledwie, stałam się ośrodkiem powszechnego zainteresowania”. Jan R. Krzyżewski we wspomnianej już wcześniej w szkicu o Juliuszu książce biograficznej o Ewie i jej najbliższej rodzinie noszącej tytuł „Krzyżewscy – Sekrety Starej Skrzyni”, tak podsumował sukcesy Ewy, których stała się beneficjentką po obejrzeniu przez krytykę tego obrazu:
„Popiół i diament”, to film znakomity, choć w odbiorze nie najłatwiejszy. Warto przypomnieć, że otrzymał on wiele polskich i zagranicznych nagród, a przez krytykę został nazwany jednym z najwybitniejszych polskich filmów wszech czasów. A więc, między innymi w roku 1959 nagroda „FIPRESCI” przyznana w Wenecji; w tym samym roku „Złota Kaczka” –nagroda pisma „Film” w kategorii najlepszy film polski; nagroda Kanadyjskiej Federacji Stowarzyszeń Filmowych – rok 1960 – i oczywiście dla aktorki nagroda najważniejsza, przyznana osobiście Ewie Krzyżewskiej za jej wybitną rolę w tym filmie. Myślę o wyróżnieniu „Kryształową Gwiazdą” przez Francuską Akademię Filmową w roku 1962”
Po tym filmie posypały się propozycje. Widzieliśmy ją jeszcze w ponad 20 większych inscenizacjach polskich i zagranicznych, w których zdobywała nagrody, a także w setkach sztuk teatralnych. Wymieńmy te najważniejsze:
Popiół i diament (1958)
Wojna (1960)
Zaduszki (1961)
Zuzanna i chłopcy (1961)
Naprawdę wczoraj (1963)
Liczę na wasze grzechy (1963)
Zbrodniarz i panna (1963)
Dzwony dla bosych (1965)
Sposób bycia (1965)
Faraon (1965)
Piekło i niebo (1966)
Faust XX (1966)
Przedświąteczny wieczór (1966)
Powrót na ziemię (1966)
Zejście do piekła (1966)
Lekarstwo na miłość (1966)
Dzięcioł (1970)
Akcja Brutus (1970)
Okno zabite deskami (1971)
Liebeserklarung an G.T. (1971)
Jak daleko stąd, jak blisko (1971)
Mrtwyc se zawrszta (1972)
Tajemnica Andów (1972)
Zazdrość i medycyna (1973)
O każdym z tych filmów można by opowiadać godzinami. Z braku miejsca, odsyłamy zainteresowanych do wspomnianej już wcześniej książki Jana R. Krzyżewskiego „Krzyżewscy – Sekrety Starej Skrzyni”, ale kilka z tych filmów warto zaprezentować nieco szerzej. „Zaduszki”- Reżyser Janusz Nasfeter za ten film otrzymał nagrodę specjalną w Mannheim (MTF) a Ewa, między innymi Nagrodę Polskiej Krytyki Filmowej. Carlo Ponti, zauroczony Krzyżewską po projekcji tego obrazu, wystawił jej najlepsze świadectwo, mówiąc: „Przyślijcie ją do mnie, a zrobię z niej drugą Sophię”.
Przypomnijmy sobie jak Ewa wtedy wyglądała: www.youtube.com/watch?v=QspgaC0cUlU
Natomiast po projekcji ulubionego filmu Ewy -„Zbrodniarz i panna” posypały się zaszczyty z ZSRR w postaci paczek pełnych łakoci i dużych puszek kawioru. Nawet po latach dzisiejsi zauroczeni obrazem internauci, wystawili jej laurkę pisząc, że „Krzyżewska przechodzi tu fenomenalną metamorfozę. Z brzydkiej, po prostu brzydkiej dziewczyny, zamienia się w przepiękną damę z łabędzią szyją, której nie powstydziłby się Hollywood”. Aby jednak zagrać „po prostu brzydką dziewczynę”, trzeba być naprawdę piękną.
Rok 1966 przyniósł nam ekranizację powieści Bolesława Prusa „Faraon” w reżyserii Jerzego Kawalerowicza. Doskonała rola Ewy Krzyżewskiej i nominacja do „Oskara”. Dlaczego film nie otrzymał tego wyróżnienia? Prawdopodobnie dlatego, że jego twórcy stali nie po tej co trzeba, stronie „żelaznej kurtyny”.
I jeszcze słów kilka o ostatnim obrazie Ewy -„Zazdrość i medycyna”. W filmie tym, chyba najlepszym w jej karierze od czasów „Popiołu”, Krzyżewska przeszła samą siebie. Fabuła według powieści Choromańskiego, z doskonałą obsadą aktorską: Boruński, Łapicki, Dmochowski. Dostrzegamy doskonale opanowany warsztat aktorski Ewy i przeżywamy wraz z nią jej prywatne perypetie związane z koniecznością wcielenia się w rolę namiętnej i nieco rozpustnej Rebeki Widmarowej. Skromna Ewa w nieco skandalizującym obrazie wyreżyserowanym przez Janusza Majewskiego zachwyca swą naturalnością, prostotą i świeżością, przypominając nam, że od 1973 roku film polski pokonał drogę długą i nie zawsze chwalebną. (Na dowód odwołuję się do dzisiejszych scenariuszy filmowych nadmiernie naszpikowanych wulgaryzmami i często epatujących widza wyuzdaną nagością). Jeszcze raz zacytujmy Jana R. Krzyżewskiego, który podsumowując dorobek aktorski Ewy, stwierdził:
„A Rene Clair, reżyser i klasyk francuskiego kina niemego i jego ewaluacja wypowiedziana pod adresem Krzyżewskiej? Czy można ją pominąć? Czy można przejść obok, wobec porównywania Ewy przez zagranicznych krytyków do Avy Gardner albo sugestii wyrażonych przez dziennikarzy opiniotwórczego szwajcarskiego pisma „Sie und Er”, że narodziła się polska Audrey Hepburn? Wszystkie te opinie były dla Ewy niezwykle sympatyczne i nobilitujące”.
Życie Ewy w omawianym okresie wypełnione było nie tylko ciężką pracą nad nowymi ekranizacjami filmowymi i grą na żywo w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, ale też znajdowała czas na codzienne, drobne przyjemności i podejmowanie niezwykle ważnych decyzji. Do tych ostatnich zaliczyć trzeba postanowienie, chyba jednak podjęte zbyt pośpiesznie i pod wpływem emocji, mariażu z handlowcem z Centrali Handlu Zagranicznego Wacławem Andrzejem Spława-Neymanem. Pobrali się w 1960 roku, a rozwód otrzymali po trzech latach, 19 lipca 1963 roku. To był jednak zaledwie epizod w życiu Ewy. Natomiast kolejny mężczyzna, którego poznała w 1970 roku, architekt, prawnik, ale też dyplomata -Bolesław Kwiatkowski zawładnął nie tylko jej ciałem, lecz też zdominował duszę. Pobrali się 30 czerwca 1971 roku i od tego momentu stanowili już jedną istotę, której było na imię Bolesław. Dla Ewy liczył się tylko ten mężczyzna i jemu oddała się całkowicie. On ogniskował wszystkie jej zainteresowania i był uznanym przez nią przewodnikiem w ich wspólnym życiu. On także, jako partner starszy o 14 lat zastąpił jej wcześnie utraconego ojca, był alfą i omegą dominując w tym małżeństwie, dla niego gotowa było zrobić wszystko. I zrobiła. Po filmie „Zazdrość i medycyna”, w którym reżyser Janusz Majewski zażądał od niej bezwzględnego podporządkowania się w odgrywaniu scen nieco bardziej swobodnych – zrezygnowała. Musiała niestety wybrać bliższe sercu podporządkowanie. Z dotychczasowego życia, z grona koleżeńskiego, z ukochanego filmu, ze wszystkiego, co było dla niej powietrzem, co stanowiło inspirację do działania i nadawało sens jej istnieniu, a zamyka się w modnym dzisiaj określeniu „power”- nic nie zostało. Nie od razu zorientowała się, co pozostawiła za sobą. Film zastąpił jej ukochany mężczyzna odkrywający dla niej cały świat, cieszyli poznani ludzie, a frapujące, nowe wyzwania zawodowe stawały się jej pasją. Wśród nich była praca w oenzetowskiej Bibliotece Radiowej w Nowym Jorku, praca projektantki mody, wizażystki, kosmetyczki a także agenta handlu nieruchomościami. To wtedy właśnie wyszukała dla siebie i męża piękne miejsce w Almunecar w Hiszpanii i razem osiedli tam na stałe. W nowym domu zamieszkali pod koniec lat osiemdziesiątych i wydawało się, że nadszedł czas na spokojne życie i same przyjemności.
Niestety. Po 50-tce każdy z nas patrzy na życie inaczej niż w wieku lat trzydziestu. W Ewie zaczął narastać smutek z utraty bajkowego świata filmu, wyraźnie zaczęła odczuwać brak hołdów wiążących się z zawodem aktorki. Narastał też żal wynikający z błędnie podjętej niegdyś decyzji o rezygnacji z macierzyństwa. Te pojawiające się coraz częściej stany depresyjne zaczęły się fatalnie odbijać na jej samopoczuciu i klimacie małżeństwa. Po prostu okres uniesień i fascynacji powoli mijał, duszę ogarniało przygnębienie, melancholia i pogłębiona refleksja. Do tego dochodził jeszcze nadmiar wolnego czasu. Ewa nie pisała wierszy jak jej ojciec Juliusz, więc poezja nie mogła oczyścić jej duszy z nagromadzonych frustracji. Wycofała się do swojej domowej twierdzy i cierpiała. Na ile to było bolesne można sobie jedynie wyobrazić. Ale szybko przyszło wyjaśnienie zachodzących w niej procesów. Zupełnie niespodziewanie dla siebie, pod koniec września 2014 roku, autor tego szkicu został zaproszony na wieczór autorski pasierbicy Ewy – aktorki Doroty Kwiatkowskiej- Rae i nagle pojął, że poezja może ułatwić przetrwanie trudnych, życiowych chwil. Pozwoliło mu to również lepiej zrozumieć Ewę Krzyżewską i pojawiające się stany depresji, których nie potrafiła pokonać. Dzisiaj Dorota wiekowo zbliżająca się do ówczesnej Ewy, stworzyła tomik wierszy pt. „Samotność ma dwie nogi”. Lektura tej poezji w pełni oddaje klimat utworów „sercem pisanych”, co trafnie zauważył podczas ich prezentacji Tomasz Raczek. Oto jeden z nich, jakże charakterystyczny dla obu aktorek:
”Kiedy odeszłam
Kiedy odeszłam wpadłam w panikę.
Szukałam siebie wszędzie.
Pod eukaliptusowym drzewem
Pod kaktusem, pod lipą
W moich skarpetkach, w kieszeni
W szczątkach mojej przeszłości, młodości
W snach pełnych wydarzeń – przeszłych
W dotyku siebie, który nie był mną.
Dlaczego odeszłaś cichutko w nocy?
Nie słyszałam twojego oddechu, czy małych stóp.
Wróć, błagam wróć.
Ja bez ciebie nie mogę żyć.
Nie wraca, czekam, a zegar tyka…”
W Almunecar Ewa wraz z mężem Bolesławem mieszkała 14 lat aż do tragicznego dnia 28. lipca 2003 roku, w którym ulegli oboje wypadkowi samochodowemu. Jak do niego doszło? Czytelników znów odsyłam do książki „Krzyżewscy – Sekrety Starej Skrzyni”, gdyż tam poznać można wiele dotychczas nigdzie niepublikowanych szczegółów także tego wypadku.
I jeszcze na zakończenie kilka sprostowań dot. Ewy Krzyżewskiej, gdyż w internecie mnożą się przekłamania na jej temat. Ewa urodziła się w Warszawie 7 lutego 1939 roku, a nie w Krakowie, jak w 1960 roku sugerował tygodnik „Stolica”. Ewa przeprowadziła się do Krakowa, nie z Warszawy po śmierci ojca Juliusza, który zginął w Powstaniu Warszawskim, a wraz z matką z Chrzanowa, gdzie mieszkała od 1940 do 1955 roku, u swojej babki po kądzieli - Stanisławy Piotrowskiej. Ewa nigdy nie nosiła nazwiska Ehrenkreutz (nazwiska panieńskiego własnej babki po mieczu), natomiast przez trzy lata (1960-63) używała nazwiska swego pierwszego męża Neyman, a w latach osiemdziesiątych ub. wieku, nazwiska Caron. Do pełnoletności Ewę nazywano w rodzinie Haneczką, choć na chrzcie otrzymała imiona Anna Ewa. Z drugiego imienia zaczęła korzystać dopiero w szkole filmowej. Ewa ukończyła studia aktorskie w 1962 roku, ale dyplom magistra sztuki z wynikiem bardzo dobrym uzyskała we wrześniu roku 1970. Ewa zginęła w wypadku samochodowym wraz z mężem Bolesławem Kwiatkowskim 28 lipca 2003 roku, a nie 30 lipca tego roku, natomiast sztucznie podtrzymywane funkcje życiowe organizmu aktorki ustały istotnie 30 lipca. Ewa pochowana jest nie w Hiszpanii i nie w Krakowie wraz ze swoją matką, a w Warszawie w grobie rodzinnym Krzyżewskich na Powązkach wraz ze swoim ojcem Juliuszem (Y -85, piąty rząd , grób 13/14).